niedziela, 9 grudnia 2012

Zimnokon...

To miał być Hellcon. A był Zimnocon. Piździocon. *tu podaj parę kolejnych bezsensownych słów będące synonimem "zimna" dodając końcówkę -con*
Tak więc ludu przygotujcie się, bo Szkot ładnie opisze konwent.

Ekhem.... *werble*
Nie pierdol, tylko pisz. Chuj ich obchodzi twoje budowanie nastroju.
TAK BARDZO CIĘ NIENAWIDZĘ ; n ;

Zacznijmy od tego, że jak chyba mają już w tradycji Warszawskie konwenty kolejka ciągnęła się kilometrami. Końca widać nie było, ludzie tuptali, chodzili w śpiworach, marudzili, derpili, udawali, że nie wiedzą co się wokół nich dzieje. Ale podobali mi się helperzy rozdający gorącą herbatę konwentowiczom którzy marzli. I tym frajereom z końca kolejki też 8D
...powiedział Szkot który wepchnął się w kolejkę.
ONI NIE MUSZĄ TEGO WIEDZIEĆ : C
I tak sobie stałam w tej kolejce razem z braćmi i widzę... Dan idzie. I to ze Szwedkiem :'D No to ja bum z kolejki i lecę się przywitać, i zawisło na mnie takie wielkie, i takie chude, i takie lekkie ; ; *czyt. Szwed*
Dobra... co dalej? Akredytacja jak zawsze wolna, ale to na każdym kobie tak jest. Dzięki Bogu za możliwość przechowania rzeczy w sleepie <3 Nakurwiam miłością. Byłam na conplace tylko w sobotę, ale i tak liczyłam na jakieś ciekawe atrakcje/wiedzówkę/cokolwiek. Ale była chała, nic na co opłacało by się iść szaremu uczestnikowi który nie zna nikogo i chce skorzystać z konwentu. Ale byłam ja jednej wiedzówce. O Fallout. Tylko taki chuj, że byłam tam tylko zapisywać punkty i być oparciem dla Pip-Boya. Tyle Gruzu na wiedzówce XD' Brat chowający się pod biurko xD'
- Kim był .... ?
- ...może.. Cyganem! XD

- Co trzeba było przynieść ....?
- Gruz! XD

- Kto zaatakował cośtamcośtam?
- ... TABOREM CYGANÓW SPRZEDAJĄCYM GRUZ!

A teraz Szkot będzie srał złem.
Ahahah... i tak nikt się nie wystraszy.
NO KUR-..... ; n ; 
Drodzy konwentowicze przychodzący na wiedzowki jako wsparcie swoich znajomych. NIE GADAJCIE TAK KURNA GŁOŚNO... serio przeszkadzacie tym w prowadzeniu. Stałam obok Pip-Boya i nie słyszałam jak czytał pytania. *zUy Szkot znów ogarnia mangozjebów*
Stoiska dużo lepsze niż na BXC3, chodź i tak moim faworytem było stoisko Goku.
I jak zawsze. W CHUJ PLUS ZA SOCIAL. Ludzie robią swoje, serio. Tylu znajomych, wspaniałych randomów, randomów rozpoznających mój cosplay. Więc mimo wszytko konwent był do przeżycia.
Ale dupy nie urywał.
!@#$%^ no dupy nie. Jeden z gorszych na których byłam.
A teraz końcowe randomy z całego konwentu, czyli i tak nie ogarniecie, ale muszę to napisać ; ;

Prus widzi Kanadę bo nie istnieje, Szwed w wigu na Angola, ślizgający się telefon Szkota, śmiech Dana, trollowanie braciszków, nie wydanie kasy na mangi, Szwedek w wersji Jolka z 13go posterunku, na zawsze Jazz, Jazz po energetykach, wild Pip-Boy appers!, Isiek w ślicznej sukience, zazdrosny wzrok Ame, fapny Holandia, GRUZ.

TYLE WYGRAAAAAAĆ.

I dziękuję Walii i Irkowi za nocleg i za wytrzymanie tyle za mną. ; w;

A teraz uwaga... Bo muszę mieć gdzieś to zapisane. Moja lista cosplayów jakie mam do robienia, łącznie z planowanymi konwentami...

  • Merida - Merida Waleczna. - Magnificon XI
  • N - Pokemon Black&White - Magnificon XI
  • Szkocja w kilcie- Hetalia OC - Hetalia Daye.
  • Meiko, Alice Human Sacrifice - Vocaloid - Maginicon XI (?)
  • Szkocja ver. piracka- Hetalia OC - Animatsuri 2013
  • Riley - Pokemon Diamond/Pearl/Platinum - Krakon 2013
  • Mr. Pickles - Happy Tree Friends - B5
  • Księżniczka Luna - My Little Pony: FiM - B5 (?)
  • Yuna - Final Fantasy X-2 - B-XC 4 
  • Sylph Fencer lv 10 - Dream Of Mirror Online - someday
  • Irlandia Płn aka Ulster - Hetalia OC - someday
  • Szwecja ver chibi - Hetalia - someday
  • Lindsey Stirling - Skyrim Soundtrack - someday
. . . TAK. TAK. OCZYWIŚCIE.
Zjebiesz tak pięknie <3
NIE. DAM RADE.
Yhym... jasne.
NO NATURLANIE.
Osiem.
....WYYYYYYYJDŹ ; ;

Hugam was. <3

piątek, 7 grudnia 2012

KONWENTY.CHOLERNE.

I co? I bo BXC3, po staniu po gaciach, po siedzeniu na próbie cosplayowej i staranie się ogarnięcia samej siebie.
I co?
...
NO I KURNA WYGRALIŚMY :"DD Wytłumaczcie mi teraz proszę ja was. Jakim cudem? Jakim cedem scenka bez składu i ładu wygrała. JAK?
To je konwentowicze tego nie ogarniesz.
Nie możesz chodź raz powiedzieć, że zrobiłam coś dobrze?
A czy ja jestem wujkiem dobra rada?
Nie. Moim alterego.
No właśnie.
...WYJDŹ. ; ;
A teraz Szkotek przyznaje sie szczerze, że aż do cosplayu miał dość konwentu <3 Tak. BO JAKOŚ TAK SIĘ ŹLE MENTALNIE CZUŁAM. Nie było Hetardów, płaczący mangowy. Wtf, życie. Wtf?
A teraz co? Teraz na szybko pakuję się na Hellcon, bo jadę dla Braciszków (Tak bardzo was nienawidzę <3), mam całe 38,5 gorączki...
Po chuj chodziłaś boso po conplace?
BO COSPLAY.
PRZEGRAĆ W ŻYCIE. BRAWO.

I gerenalnie. Jest epicko. Prosimy wszytskich o opuszczenie kosmosu. Dziękuję. Idę spać.
MOŻE PRZEŻYJĘ.
Kocham was <3

P.S. TAK ROBIĘ COSPLAY MERIDY NA MAGNI. HANDLUJCIE Z TYM.
... ; ;
Awendżersowy Sylwester ; ;

wtorek, 30 października 2012

[FF Hetalia] Lustro

Tak dla jasności. Fick ma trochę nietypową formę i trzeba znać legendę by się połapać co kto i ten. Więc. Normalną czcionką jest narracja.
Kursywa - myśli Lisy, Pogrubienie - myśli Iana, Pogrubienie i Kursywa - ich razem


Od zawsze Cię kocham...
Mała radosna dziewczynka biegnie przez wysokie trawy w stronę dobrze znanej jej sylwetki. Dla niej był wielkoludem, o czerwonych włosach i radosnych zielonych oczach. Chronił ich. Chronił ich wszystkich po tym jak ojciec i matka zniknęli. Przy boku zawsze miał miecz, musiał być czujny żeby im nic się nie stało.
Kiedyś byłeś mi wzorem.
Wyciągnęła ku niemu swoje małe rączki, wiatr zwiał jej rude włosy z czoła. Kucnął i zamknął swój mały skarb w niedźwiedzim uścisku. Była mu bliższa niż ktokolwiek.
Byłaś moim oczkiem w głowie. 

 . . .
Zgliszcza miasta, ciężko było teraz poznać, co tu było. Jak wspaniałe miasto wznosiło się tutaj, kiedy ponad nim górowało już tylko parę nadpalonych szkieletów domostw. Stolica królestwa które już nigdy nie powstanie. Rudowłosa stała pośrodku niego,  z mieczem bezwładnie skierowanym ku ziemi, zmęczona bitwą. Płakała.
Nigdy nie chciałam Cię zawieść.
Czerwonowłosy zeskoczył z konia przerażony. Wzrokiem zaczął szukać swojej młodszej siostry. Przybył za późno, a co jeśli już więcej jej nie zobaczy? Jest! Ujrzał ją! Podbiegł do niej dziękując Bogom za ocalenie jej, objął ją przyciskając jej głowę do swojego torsu.
Nigdy wcześniej tak się nie bałem, że Cię stracę.

. . .
Ta sama dziewczyna, stała otoczona złotymi kłosami zboża. Był czas zbiorów, pomagała jak zawsze. Jednak na chwilę podniosła się i spojrzała na horyzont. Gdzie on jest? Czy nie powinien już  wrócić? Czy nie obiecał, że wróci? Uśmiechnęła się widząc konia starszego brata wjeżdżającego na pole, zsiadł z niego i podszedł do siostry którą się opiekował. Której obiecał pomóc. Nachylił się i pocałował ją w skroń. Tak, jak robił to zawsze. Właśnie wrócił z kolejnej potyczki przeciwko Anglii.
Tak bardzo się o Ciebie bałam.
Widząc z bliska jego stan zaczęła trzęsoącym sie z nerwów głosem wypytywać go czy wszystko jest w porządku. Jak poważne odniósł rany. On tylko zaśmiał się i przytulił ją do siebie.
Tak bardzo bałem się każdej wojny. Że już nigdy Cię nie zobaczę.

. . .
Noc. Zbudził się i usiadł na posłaniu. Kolejny koszmar, kiedy wreszcie opuszczą jego umysł? Przybyli Anglicy, pokonali go, pojamali ją i tortutowali. A on w ramach swojej kary musiał patrzeć na jej katusze, cierpienia. Spojrzał dla pewności w bok, spała spokojnie. Siedział wpatrując się z nią, wyciągnął swoją dłoń i pogładził ją po rudych włosach. Obudziła się i trzymając mocno pościel przy piersi podniosła się i usiadła opierając się o niego. Jej dotyk, głos, usta uspokoiły go.
Dla mnie istniałeś tylko ty. Wszystko inne było mglistym tłem.
Chwycił ją mocno rzucając na pościel z lubieżnym uśmieszkiem na twarzy. Złączył ich usta w namiętnym pocałunku bez reszty poddając się chwili. W pokoju roznosiły się tylko dźwięki nie pozostające złudzeń, co para robi.
Przy tobie chciałem żyć. Dla Ciebie walczyłem, byś była bezpieczna.

. . .
Kłócili się. Jego intryga wyszła na jaw. Pakt zawarty z Anglią przeciw Irlandii, z klauzurą o całkowitej władzy Szkockiej nad Ulsterem. Parę słów za dużo, słów które żadne z nich nigdy nie powinno powiedzieć. Odwróciła się. Odeszła w głąb domostwa. Wszystko co mówił, co jej obiecał okazało się w jej oczach kłamstwem.
Ufałam Ci, a ty mnie zdradziłeś.
Nie poszedł za nią. Był przekonany, że nie odejdzie. Jak się okazało, był nazbyt pewny. Był tak zajęty przygotowaniem do kolejnej wojny, że kiedy razem legli z pościeli nie poczuł kiedy pod osłoną nocy wymknęła się z łoża.
Zdradziłem Cię, bo nie mogłem pozwolić żeby Anglia miał Cię w dłoni.

. . .
Wojenna zawierucha. Nagle staneli na przeciw siebie. Bała sie, nie chciała go zranić, ale widziała szał w jego oczach. Wojenny szał. Nie rozpoznał jej, skórzany czepiec na głowie, ścięte włosy, męskie odzienie, związany biust. Jak nie ona, nawet w jej oczach brakowało blasku. Ostrze jego claymore ugodził ją w lewy bok. Osunęła się bezwładnie na ziemię, czepiec spadł z jej głowy zdradzając jej tożsamość. Dotarło do niego kogo zranił. Upuścił miecz i rzucił się jej na ratunek, czy nie było już za późno?
Nic później nie było między nami już takie samo

. . .
Dwa fronty, Irlandzki i Angielsko-Szkocki. Zaraz zacznie się kolejna bitwa, a oni dobrze widzieli swoje surowe twarze. Jakby nie było w nich choćby bladego wspomnienia uczucia które kiedyś było między nimi. Jakby to co ich łączyło nigdy nie istniało, jakby nigdy się nie kochali. Udawali przed wszytskimi, a przede wszytskim przed samym sobą, że nic ich nie łączyło. Jeszcze chwila i rozpocznie się kolejna potyczka. Oboje będą walczyć przeciwko sobie, chodź targały nimi sprzeczne emocje. Jak mogli do tego dopuścić?
Tak było lepiej. Zapomnieć i udawać, że nic się nie stało.

. . .
 Wiele lat później. Ciepłe popołudnie. Nadszedł czas, by Lisa dotrzymała obietnicy danej Arthurowi w zamian za wolność Irlandii. Wyszła z sali gdzie po raz pierwszy obradował parlament Irlandii Północnej. Już nie O'Neill, a Kirkland. Już nie Ulster, a Irlandia Północna. Szła korytarzem kiedy natknęła się na niego. Czerwonowłosy stał na przeciw niej wpatrując się w nią swoim zimnym spojrzeniem. Podniosła głowę, zmarszczyła swoje brwi. Nie chciała go teraz widzieć, teraz ani w najbliższym czasie. Milczeli dłuższą chwilę, siłując się spojrzeniami, w których nie było nic z dawnego uczucia.
Chciałam rzucić Ci się na szyję. Powiedzieć jak boli mnie zostanie Angielską własnością.
Dał do niej krok, jednak nie zamierzał jej obejmować. Chociaż.. może? Ona także dała parę kroków przed siebie, lecz wyminęła go.
Chciałem Cię zapytać, czy wiesz co robisz. Zrozumieć dlaczego oddałaś się tak łatwo Anglii. 

. . .
Obecnie. Jedna z konferencji na które każde z nich było zmuszone jechać. Już wyszli z przeklętego budynku parlamentu Zjednoczonego Królestwa, ona odetchnęła głęboko i skierowała swoje kroki w stronę niewielkiego parczku. Na jej nieszczęście i on tam był. Znów dane było im spojrzeć sobie w twarze, tak inne, tak obce. Gdzie się podziało uczucie? Jak świetnymi aktorami byli, przez tyle wieków ukrywając, że nic dla siebie nie znaczą! Choć oboje tak bardzo się zmienili, na gorsze dla siebie, otoczenia. On palił papierosa, ona przeczesała dłonią włosy. Jaszcze przed konferencją, już tradycyjnie, musieli stoczyć wojnę na uszczypliwości.
Tak jest dla mnie lepiej.
Minęli się jakby pierwszy raz widzieli się. Nieznajomi. Oboje odwrócili się przez prawe ramię, chcąc zobaczyć jak drugie odchodzi. Zostali tak w bezruchu patrząc sobie w oczy.
Lepiej, że mnie nienawidzisz. Niż gdybyś miał kochać kogoś innego. 
Lepiej, że mnie nienawidzisz. Niż gdybyś miała kochać kogoś innego. 
 Taim i' ngra leat, Alba.
 Tha gradh agam ort, Eirin.

Tak, to ostatnie znaczy "Kocham Cię" pierwsze po Irlandzku, drugie po Szkocku. 

Tekst: Szkot
Korekta: Julek 
<3   Dziękuję!

poniedziałek, 22 października 2012

Progresy

Progresuję.
Progresuję życiowo, HetaDayowo, cospleyowo. Tylko dlaczego nie progresuję artowooo? Weno, gdzie jesteś?
Spierdoliłam przed tobą do krainy wiecznej szczęśliwości. C :

HetaliaDay 3.1 zapasem. A ja nie mam dalej cosplayu ; ; Patrzcie państwo, Szkot płacze. Jaki żal.
To nie to, że leżę do góry brzuchem i pachnę, wierząc w to, że matsy same w magiczny sposób złączą się w całość. Nie. Ja nawet matsów nie mam!
Reasumując....
Scotland ver Freedy Krueger: sweterek w paski + brązowe spodnie + rękawiczka z ostrzami + kapelusz.
NIC NIE MAM.
Scotland in kilt: kilt + koszula + kamizelka + sporan + wys. białe skarperty + biała koszula
....Mam kilt i białą koszulę....

;_______;

NO I CO JA MAM ZROBIĆ?

Napisze dziś Ficka. Napiszę. Albo skończę rysować. Nie wiem. Wiem, że jestem głodna.

Jak to Walio? WYPIŁEŚ MOJĄ WHISKY?

wtorek, 16 października 2012

Mój Krotoszyn... ; ;

Jedź pociągiem, nudź się i napisz notkę na bloga w Wordzie, z myślą, że wstawisz ją jak złapiesz zasięg w swoim iplusie. TAKI CHUJ XD

Jedź pociągiem i oglądaj Braveheart, popłacz się przy bitwie pod Stirling, kiedy Wallace mówi: "You came fight as a free man. And free man you are. What will you do without freedom?!!", a potem ciesz jape na "Alba qua brah!", DZIW SIĘ ŻE PRZEDZIAŁ SIĘ DZIWNIE NA CIEBIE PATRZY.
Czemu nikt mnie nie rozumie?
Zamknij się, ty masz przecież takie nudne życie, bo oglądasz filmy dokumentalne.
...nienawidzę was wszystkich ;n;

Nieważne, to wszystko jest nie ważne. Ważne jest to, że wracam z Krotoszyna. Mój Krotoszyn, taki piękny ; ; W zasadzie niewiele zmienił się od sierpnia, ale i tak zawsze się jaram jak jadę do mojego rodzinnego miasteczka. Praktycznie całe 4 dni spędziłam przy maszynie, odrywając się chwilami na spacery z mamą. No może poza sobotą, którą spędziłam w większości z Belżą xD TYLE WYGRAĆ. Cosplay Skitty prawie uszyty. Dokończę go jak przyjadę na wszystkich świętych do Krotoszyna. Lena mi pomoże z ogonkiem, nie wiem jak się za niego zabrać, zeby był dobrze zrobiony ; ; Oboshe, miszczu mnie pomoże.

Trollowianie Krotoszyna z Belżą.
1. *biegają po fontannie będącej na środku rynku*
- Szkotku, ludzie się na nas dziwnie patrzą.
- To pewnie przez to, że masz szalik w kolorach Belgii.
- A w sumie, możliwe .3.
Nie, wcale nie wyglądały dziwnie, zwłaszcza trzymając się przy tym pod pachy i wesoło kłusująć.

2. Budka z kebabami, Belża x pan Sprzedawca.
- Dzień dobry. Poproszę 9 kebabów.
- ...ILE?
- 9. Bo widzi pan, jak powiedziałam koleżance, że kupię jej kebaba to odpowiedziała: "No jasne, osiem". To chcę kupić jej osiem.
- ...
*Szkot odciąga Belżę na bok śmiejąc się z miny pana Kebabarza*

3. Plac zabaw. Belża utkęła dupskiem w huśtawce.
- Szkotkuu... ; ;
- ...
- Pomocy. Utknęłam.
- I':>
Belża patrzy na zainteresowanego sytuacją dzieciaka.
- Masz masło? Nie mogę wyjść  ;3;
Dziecko się rozryczało. xD

4. Ojciec przyjechał do Krotoszyna po Belżę.
- Zobacz tato, Szkotek wcale nie jest facetem!
- ...Rozumiem, że doszłaś do tego bez zaglądania jej w spódncę.
xD

A za dwa tygodnie, podbijam Krotoszyn z Leną. W kilcie i mundurze. >:c Dostarczmy mieczkańocom rozrywki.

Zdobycze z Krotoszyna.
- zeszyt x2
- cienkopisy, w chuj dużo.
- HISTORIA SZKOCJI *tak, przyszła wreszcie*
Nie ma to jak pojechać do rodzinnego miasta i jarać się tym, że jest tak tanio. KUPIĆ WSZYSTKO ; ;

Oglądaj z mamą Avengersów, usłysz jej komentarz na hełm Lokiego: "Ale kark to musi mieć silny, że te rogi w pionie utrzymuje" xD

- Mamo, podobał Ci się film?
- Rany Asiolku bedziesz mnie teraz męczyć?
- Ale podonał Ci się?
- Taka bajka. Nic specialnego.
- Ale LOKI.
- Który to był?
- Ten z zabójczym uśmiechem.
- Ten Banderas dla ubogich?
- ... D:
Dziękuję mamo ; ;

Generalnie, to miałam coś zrobić. I jak zawsze mi nie wyszło. Trzeba spiąć dupsko i zabrać się za wszytko, co mam do zrobienia. Arty nie dokończone, ficki nawet nie zaczęły się pisać. Cholera. Za dużo pomysłów na ficki, na arty. Co ja robię z życiem, przegrywam je cały czas.

Wszyscy kochają Trollować Szkotka. To takie smutne. A najgorsze jest to, że ja się wam tak daję xD

Plany Cosplayowe, co i kiedy:
- Hetalia Day 3.1 - Scotland ver. Freedy Krueger
- Hellcon - wee!Scotland.
- B-xmasscon 3 - shiny!Skitty - Pokemon
- Magnificon XI - N - Pokemon
- B-5 - Princess Luna- MLPFiM  & Mr. Pickles- HTF.
...SZKOCIE. CZEMU TY SIĘ TAK WE WSZYSTKO PAKUJESZ?
NO PRZEPRASZAM ;______;

TAK. NAPISZĘ FICKI DO PIOSENEK. Plany mam ambitne.
I tak chuja z tego będzie.
WYJDŹŹŹŹ...
- Runrig & Paul Moresey - Al thol dubh - Szkocja, Irlandia Płn.
- Ensis Sisters - The Lorf of Dance - Irlandia Płn, Irlandia.
- Riverdance - Irlandia Płn, Irlandia, Anglia, Walia.
- Lindsey Stirling - Electric Daisy - Irlandia Płn.
- Shinedown - Crow and the butterfly - Szkocja.
Ponadto planuję napisać jeszcze różne, różniaste ficki.

...
No cześć, życie. Spróbuję wygrać z tobą. DAJ MI FORY ;-;

Bonus!
Nocnych pocisków z Gutem ciąg dalszy, by tradycji stało się zadość. *obiecała, że to wstawi*

Rozmowa o paringach...
- Sari. Ty to jesteś jednak pojebana.
- ...Co? >:C
- Tardzisz paring który sama tworzysz.
- ...Ej, co ja na to poradzę, że on jest taki historyczny.
- Popraw mnie jeśli się mylę, ale czy ty czasem nie tolerujesz go tylko w komplikacji Ian x Lisa?
- CO TO MA DO RZECZY? I:<
- To prawie, że selfcest.
- .........
- :}}}
- TARDZĘ TEŻ IRISHCESTA I WALULS.
- SELFCESTEJSZYN, BLOODY HELL.SAMOGWAŁTY. CH-CHOLERA XDDD
- WYJDŹ ; ;

Kocham was <3 

środa, 3 października 2012

Loki, no weź!

Spędź połowę dnia poza domem. Spędź go z ludźmi, na których sam widok twoja japa się cieszy. Tak... Tak.. TAK. Tyle wygrać. Wreszcie zaczynam cieszyć się tak na poważnie z tego, że mieszkam w Krakowie i mam tylu wspaniałych znajomych. Zbieracie się w kupie, wędrujecie przez rynek. Thor siedzi na ramieniu jednej w was... I jest tak pięknie. Nie masz czasu spojrzeć na zegarek, zastanowić się czy to co robicie ma sens, czy jest tak pięknie bezsensowne! Więcej, więcej, więcej.... Chodź moje nogi mówią, że nie. Że siedź xD

- Nie! Nie pij tej herbatki! Ona jest rakotwórcza!
- Ale kiedy ja ją lubię...
- Rakotwórcza.
Mina Dory mówi wszystko.

Jestem tak bardzo zadowolona. Gram na forum o Avengresach, nie oglądając ich, i nie lubiąc postaci Marvelowskich. No poza Iron Manem. Z tym, że tak dobrze mi się tam gra. Tym bardziej, że postać którą tam ma, tak bardzo oddaje moje nastawienie, do serii. NIC NIE OGARNIAM. MUTANTY. Zobaczymy jak faktycznie będzie, po piątku kiedy to przepuszczam atak Dory, Dojca i Thora razem z filmem pod pachą. We will see...

Spacery, spacery... Kraków jest piękny. Następnym razem, zabiorę ze sobą aparat.

I tak nabuzowana pozytywną energią wracam do domu. Do mojego kochanego domku, gdzie czeka rozłożona na łóżku Nessie, stos książek o historii ukochanych krajów który stale się powiększa. Zaczynasz rozmawiać z przyjaciółmi. I dowiadujesz się, że coś jest nie tak. Rozmawiasz z nim dalej, trzęsącymi się ze strachu palcami piszesz, piszesz... Oczy zaczynają Ci zachodzić pieprzonymi łzami.
Cholerny losie, nie zabieraj mi znów przyjaciół.
I ta ulga, kiedy widzisz w okienku komunikatora wyczekiwane "Już jest dobrze.".  I znów możesz się cieszyć tym, że masz komu zaufać. Do kogo otworzyć gębę. Bo niestety, już tak mam. Że za moich przyjaciół dam się pociąć, jeśli tylko coś dzieje się nie tak... Zaczynam się martwić, może trochę na wyrost. Ale już tak mam. Zbyt wiele razy opuścili mnie moi przyjaciele. Bezpowrotnie....
Dość smentów.

Kocham Was.
Lenko, Dojcze, Dorciu, Walio, Irku, Guciu, Czesiu, Belżu, Kol, Tuni. 

Wrześniu, jak dobrze, że się skończyłeś. Nienawidzę Cię <3
Taaaaki chuj, wrócę za rok.

Mam plany. MAM. ŻYJĘ.
  • Skończyć szkic ScotUls
  • Napisać Ficka
  • Skończyć szyć cosplay shiny!Skitty
  • Uszyć cosplay young!Scotland 
  • Jechać do Krotoszyna x2
  • Jechać do Czesi
  • Jechać do Szkocji (kwiecień)
  • Jechać na HellCon
  • Skończyć scenariusz do scenki na BX-C3
  • WYCHODZIĆ Z DOMU.

sobota, 29 września 2012

PBF'owe bagno.

Od pewnego czasu zastanawiam się... Co tak naprawdę stało się z Polskimi PBF'ami? Z półświatka gdzie razem w sieci spędzało się długie godzini pisząc rozgrywki czy to fabularne, czy to na cb ludzie poznawali się, zawieraliśmy przyjaźnie, zmieniło się w miejsce które jest wylęgarnią hejtu. Najgorszego hejtu z możliwych. Dwulicowego hejtu, najczęściej robionego pod publikę, pod swoich znajomych. Dodajmy. Internetowych znajomych.

Dawno temu gdzieś w odmętach internetu...
Natrafiłam na swój pierwszy PBF, był to PBF Pokemonowy. Było to dla mnie trochę dziwne, aczkolwiek na tyle dla mnie wtedy egzotyczne, że warte poświęcenia mu chwili. To było dobre... 4 lata temu. Tak to był 2008 rok. Pierwsze moje spotkanie z Crystalmon'em. Dalej pamiętam jak miała na imię moja pierwsza postać jak beznadziejnie krótkie były moje posty. Później był PokeDark, pierwsi znajomi którzy także byli PokeTardami. Pierwsze dramy, bo Admin wolał zajmować się swoim forum o CS'ie. Jednak wszyscy się z tego śmiali!

Był sobie admin.
Początek roku 2009. Wtedy jeszcze znana jako "Yumi", postanowiłam założyć swój PBF, tak pomagał mi przy tym mój były facet. Udało się nam stworzyć forum które bardzo dobrze się rozwijało, mieliśmy dużo graczy, poznałam tam ludzi z którymi do tej pory mam kontakt. Tu już nie byłam gościem piszącym posty na dwa-trzy słowa. Tu już zaczęłam sklejać normalne jako-takie zdania. I nagle przyszedł kryzys, ludzie parę osób zdeklarowało wypalenie się. Że Pokemony zeszły na psy. Cóż nie broniłam im tego. Userzy odchodzili, a my nie robiliśmy im z tego dram. Mówiliśmy z uśmiechem "Pa! Będziemy na was czekać!". Po pewnym czasie narodziło się PokeLazure. Już bez mojego faceta, który stwierdził że się wypalił. Później wrócił i dobrze. Bo dzięki niemu form urosło do rangi "Najpopularniejszego Polskiego PokePBF'u". Tam już ludzie znali mnie jako "Sari". Ale no cóż... Czasy Lazury wspominam jako "Złoty Okres Polskich PBF'ów". Userostwo wzajemnie się szanowała, każdy sobie pomagał. A słowo Admina było świętością.


I pokazał ktoś yaoi...
I nagle... coś poszło nie tak. Nie pamiętam czy to z mojej winy, czy z kogoś innego? Zaczęłam interesować się Hetalią, kolega z Lazury dał mi link do pastaa. Tak. To był punkt zwrotny mojego bytowania na PBF'ach. Byłam zielona, nie wiedziałam co i jak. I chodź pastaa było forum, które było jednym wielkim rozpizdzierzem wspominam je najmilej z HetaPBF'ów. I możecie mi nie wierzyć, może Beza mi nie wierzyć. Ale tak jest. Chodź nie umiała bym już grać na takiego typu forum, to brakuje mi tego. Brakuje. Właśnie wchodząc w Hetalię pierwszy raz spotkałam się z yaoi. Poznałam tam wielu cudownych userów.

Coś się popsuło.
Zaczął się rozłam. Powstało forum, które w moim mniemaniu ma teraz lepkę "Forum z któego trzeba uciekać", chodź plusem Hetare w moim mniemaniu było to, że nie stało się wylęgarnią hejterów. Ale zaczął się robić wysyp for. Różnych, różniastych HetaPBF'ów, i sama miałam swojego. Zauważyłam, że najlepiej grało mi się Irlandią Płn (Lisa Kirkland) i Szkocją (Ian MacKirkland), ograniczyłam się do tych postaci i tak przewijałam się przez różne różniaste PBF'y. I w sumie było fajnie. Było bardzo fajnie przez rok. Powiem szczerze, że od początku tego roku coraz bardziej, i bardziej wzrasta we mnie niechęć do Hetaliowych PBF'ów.
Z miejsca gdzie bawiłam się świetnie, gdzie wszyscy się lubili, zamieniło się w wylęgarnię hejterów. Zwłaszcza jeśli chodzi o duże fora. Wchodzi sobie na takie duże forum taki mały szary człowieczek... Pisze z kimś na cb, jest okey. I wchodzą inne osoby i nagle stajesz się przeźroczysty. Specyfiką dużych for, zaczęło być dzielenie się userostwa na grupki i wzajemne obgadywanie się w nich. "Ej chodź znajdziemy sobie kogoś do hejtowania! Tak będzie fajnie!" DLACZEGO WIĘKSZOŚĆ LUDZI ZDAJE SIĘ DZIAŁAĆ W TEN SPOSÓB. Chyba coraz więcej Hetardów zapomina o tym, że ta państwa którymi ktoś tam gra to są LUDZIE. Ludzie. Ten ktoś czuje, ten ktoś zhejtowany może się z tego śmiach, a może się załamać.
Sama jestem hetowana, i pozdrawiam serdecznie swoich hejterów. Dlaczego? Bo sposób w jaki przedstawiam Szkocję czy Północ im przeszkadza. Już nie raz słyszałam, że Lejdi gra lepiej Szkocją. Okey, szanuję wasze zdanie. Uszanujcie to, że mój Szkocja jest inny. Jest Szkotem takim jaki sobie bytuje gdzieś tam w Stiling, Edynburgu, Glasgow czy Dundee. Jest po prostu obywatelem, heteroseksualnym, nie pieprzących owiec obywatelem.
Fenomenem obecnych PBF'ów jest, że na Hetaliowych PBF'ach siedzą głównie osoby które znajomych mają tylko w sieci i w życiu nie umieją się odnaleźć. I ja byłam jedną z nich. Warto też nadmienić iż 3/4 świetnych Hetardów NIE GRA NA PBF'ach. Dlaczego? Toć z różnych powodów.
Czuję już tą kolejną falę hejtu za to co tu napisałam. I tak bardzo mnie to zwisa. Jeśli chcecie grać na hetaliowym PBF'ie zapraszam na Hetare. Przynajmniej się pośmiejecie. Zdecydowanie nie polecam wam grania na hetaliateamrpg. Kilkoro userów z tego forum brutalnie obeszlo się z moimi przyjaciółmi. Jeśli jednak dobrze się tam bawisz, okey... Fajnie. Tylko mam nadzieję, że nikt Cię nie zhejci.

I otwarły się drzwi fandomu.
Pewnego dnia przyjaciel napisał mi: "Szkocie-kmiocie. Namówiłem Jamesa, żeby przepytał Cię do grania na naszym forum. Cieszysz się nie?" Nie. Nie cieszyłam się. Bo to zagraniczny fandom. Niby umiem angielski, ale i tak jak zawsze bałam się mówić/pisać po angielsku w towarzystwie obcokrajowców. Jednak przełamałam się. Prosiłam Gustawa o link, ale on mówił, że nie może. Pierwsza myśl: "Jak mam tam grać, skoro nie mam linku?! I: ". Pierwszy raz też spotkałam się z rozmową z adminami zanim dostałam link do forum i hasło. Tak. To forum jest chronione hasłem. Pytania były o to kim chcę grać, dlaczego, jak długo interesuję się owym państwem, samą hetalią. Po prawie 3h rozmowy Tobie napisał "Okey, your in. Welcome to Beyondhetalia". I tak oto, od prawie tygodnia gram Szkocją na forum fandomu Australijskiego. Niezwykłe... Całkiem inny fandom, inni ludzie, inna mentalność. Największym szokiem było dla mnie to, że nie przyjmują ludzi z Amerykańskiego fandomu. Czyżby był jakiś gorszy niż Polski? o:

Reasumując... Niestety. Z dobrych PBF'ów zrobiło się gówno. Gówno pełne hipokryzji, braku szacunku dla userów i administracji. Pisząc to przytoczę bardzo śmieszna sytucję z mojego aruu. Paru userów, zaczęło sobie rymować. Następnego dnia moja postać zwraca się do tych co poprzenio rymowali, jakoś obraźliwie *ach moja Lisa* na co otrzymałam w nawiasie tekst od usera w nawiasie "Ale my to na jaja!", po zwróceniu jej uwagi, że wszystko, co dzieje się na CB jest fabularne napisała mi "To ty sobie uznawaj, a my nie". Ohoho... a jak na twoim forum ludzie tak robią, nazywasz ich Pokemonami. Ładnie.
Znana mi jest też sytuacja kiedy to na innym forum admin z innego oficjalnie hejtuje osoby pieprzące się na cb przy wszystkich i nie uznaje crash paringów. Na co ta sama osoba robi to samo na swoim forum. Więc w sumie... jak userzy mają mieć szacunek dla Adminów skoro sami prezentują poziom wołający o pomstę do nieba?

Ulżyło mi. 
I:

środa, 26 września 2012

[FF - Hetalia ] Utracna Niepodległość.

 Ten Fick jest tak bardzo historyczny, jak tylko się dało. Zbierając informacje o ostatniej bitwie Ulsteru, przeglądając mapy terytorialne, czytając różnorakie źródła chciałam jak najbardziej oddać klimat tamtego jakże tragicznego momentu i ukazać go przez pryzmat Lisy - personifikacji Ulsteru. Nie wiem, na ile prawdą jest wygląd przypisywany Rudraigowi II, może jest zbyt wyidealizowany, ale w sumie czemu się dziwić. To ostatni z władców Iryjskiego Ulsteru. Istotnie w przeddzień tej bitwy Armagh jak i parę  innych ważniejszych miast zostało spalonych, a ludność wybita. 
Ciekawostka, imię Connor w irlandzkim oznacza "Namięty kochanek". *tak, miała kiedyś coś o nim napisać*
WRESZCIE GO SKOŃCZYŁAM.
Jestem pewna, że jest tu masa błędów. WYBACZCIE.
Dla oddania atmosfery: 
The Lord of Dance.

Rok 1201, praktycznie jego  środek… Nikt nie spodziewał się, że wraz ze zbliżającymi się plonami zbliżają się też zmiany. Zmiany jakich nikt się nie spodziewał. Wyspa Irlandia, będąca sąsiadką i jednocześnie częścią „Wysp Brytyjskich” należała do rudych bliźniaków, którzy byli tak podobni do siebie, że gdy byli jeszcze małymi  berbeciami  trzeba było ich rozebrać do naga by poznać  które z nich jest  które!  Jednak teraz oboje są już dużo, dużo starsi. Z wyglądu zdawali się być jeszcze nastolatkami, chodź oboje liczyli sobie już grubo ponad tysiąc lat.
Na północnej części wyspy niepodzielnie panowała jedyna wśród Brytyjczyków kobieta. Rodzynek wśród Celtów, Lisa. Nazywana przez swoich ludzi „Królestwem Ulsteru”.  Ziemiami które otrzymała od ojca rządziła razem ze swoim królem Rudraigem II. Co prawda Lisa była bardziej kimś w stylu zaufanego doradcy króla, to zawsze z nią dyskutował na temat wojen które prowadzili, czy odnośnie rozwoju ich królestwa. Razem, ramię w ramię prowadzili oni Ultańczyków ku kolejnym zwycięstwom. Chodź głównie walczyli oni z książętami pozostałych Irlandzkich prowincji Lisa nigdy nie stanęła twarzą w twarz na placu boju ze swoim bliźniakiem, Danielem. Oboje nigdy nie ruszali na wojny  ze sobą, obiecali to sobie i obietnicy dotrzymywali. Byli sobie zbyt bliscy, a mimo iż tereny Lisy dzięki pomocy ich starszego brata Szkocji były dużo lepiej rozwinięte niż te należące do Daniela ich kontakty były wręcz wzorowe. Nikt z nich, ani Lisa, ani Daniel, ani Rudriag nie spodziewali się tego, co miało się wkrótce wydarzyć. Po tym jak Arthur, najmłodszy z rodzeństwa przybył na spotkanie z całym rodzeństwem i oświadczył im, iż ma wspaniałą wizję! Zjednoczyć wyspy Brytyjskie pod jego rękom. Ta sama kultura, ten sam język. Ku zdziwieniu Arthura nikt nie chciał przystąpić na taki rozwój rzeczy. Od tamtej chwili Anglia zaczął realizować swój plan siłą, sukcesywnie podbijał kolejne tereny na wyspach, na swój celownik biorąc właśnie Irlandię i Ulster. Mimo iż Daniel oponował najlepiej jak mógł, część wyspy z jego stolica Dublinem była pod Angielskim panowaniem przez, co sam musiał ukryć się na zachodzie w górach. Następnym krokiem był… Ulster.
Północna część wyspy, oddział najznakomitszych wojowników Ultańskich właśnie stacjonował razem z królem i Lisą gdzieś w partiach górskich. Słyszeli, że Normanowie znów mają zaatakować, a komu jak nie Ultańczykom dobrze walczyło się mając góry jako towarzyszy. Iryowie musieli być gotowi na ewentualny atak ze strony nieprzyjaciela. Sama Ulster słyszała o sile z jaką atakują i Normanowie, i Anglicy. Chodź bardziej obawiała się tych drugich. Z niepokojem skrytym w swoich zielonych oczach stała wpatrując się w stronę Armagh, jej stolicy, jej serca. Rudraig przechadzał się właśnie rozmawiając z wojownikami, a widząc jedyną kobietę wśród swoich wojów stojąca jak słup soli podszedł do niej i stanął przed nią. Była mu jak córka, której nie miał, i właśnie tak ją kochał. Kochał, podziwiał i szanował. Dla władcy była niczym bogini, która była tak samo piękna jak i niebezpieczna, jego skarb. Skarb całego Ulsteru.Podważył kciukiem jej brodę spoglądając jej w oczy, mruknął coś pod nosem przekrzywiając głowę na bok, wymuszając przy tym lekki uśmiech.
- Widzę niepokój w twoich oczach, pani. Cóż Cię trapi?
Milczała dłuższą chwilę. Nie wiedziała, czy dobrze będzie jeśli w twarz powie królowi swoje obawy. Nie chciała niszczyć jego morali, a szanowała go jak własnego ojca, który zniknął jeszcze kiedy ona była niemowlakiem.
- Panie… - wzięła głębszy oddech. Dobrze wiedziała, iż jej władca jak i cały jej lud już dawno zapomniał o starych bogach i mocno wierzą we Wszechmogącego,  ona jedna została wierna starym wierzeniom- Sny moje znów mąci pani w czerni, która niegdyś nachylała się nad moją kolebką.
- Stara bogini?
- Tak, mój panie.  Kiedy o tym myślę, moje oczy same zwracają się ku Armagh.
Rudraig puścił brodę podopiecznej i sam odwrócił się w stronę stolicy. Mimo iż faktycznie wierzył w Chrześcijańskiego Boga zawsze brał pod uwagę to, co mówiła rudowłosa skoro ona się niepokoiła, powinien wziąć to pod uwagę. Ultański władca był wręcz herosem wprost z Iryjskich mitów. Wysoki, o jasnych jak kłosy włosach, oczach błękitnych jak niebo, jednocześnie mądry i silny. Władca jakiego kochali wszyscy Ultańczycy. Stali dalej wpatrzeni w kierunku Armagh.
- Czuję… Że zbliża się burza, jakiej się niespodz-…
Lisa nie skończyła swojej myśli, bo przerwał jej głośny niosący się echem po górach dźwięk rogu dającego ostrzegawczy sygnał.
- SASANACH*! SASANACH!! – poniósł się echem krzyk jeźdźca pędzącego konia w stronę Ultańczyków. – Coimhéad**! SASANACH!!
Ulster zamarła. Dobrze wiedziała, co znaczą te słowa. Rudarig nawet nie zawahał się. Natychmiast kazał wszystkim formować szyk bojowy, sam dosiadł w tym czasie konia. Z surowym wyrazem twarzy patrzył na Lisę stojącą na trawie jak wrytą. Popędził ku niej konia, który z rżeniem stanął dęba przed nią wybijając ją z amoku. Był jak prawdziwy heros, nigdy nie tracił zimnej krwi, to ona zawsze wiodła jego oraz jego rycerzy ku zwycięstwom.
- ULSTER PRZESTAŃ STAĆ JAK PAL! NA KONIA I DOBYJ MIECZA!
W tej właśnie chwili Lisa jakby wybudzona ze snu gwizdnęła na palcach wołając do siebie swoją czarną, masywną klacz, Machę. Jednym susem wskoczyła na konia i galopem popędziła go w stronę formowanego szyku bojowego. Łucznicy, konnica, piechota. Miała tylko głęboką nadzieję, iż Anglicy nie mają ze sobą zbyt dużego oddziału, bo mimo siły Ultańskich wojów, trzeba było być realistą. Konie zaczęły niespokojnie rżeć stojąc w szyku, kiedy goniec dojechał do króla i zaczął coś szeptać mu na ucho.  Jak zawsze Ulster miała pod pieczą piechotę, dlatego stała nieco z tyłu i nie dane było jej usłyszeć o czym rozprawiają mężczyźni.  Jednak wzrok miała dobry… Kiedy za niewielkiego wzgórza zaczął wyjeżdżać oddział Anglików serce pękło jej wpół. Pod sztandarem Królestwa Anglii wisiał zaczepiony proporzec, który wcześniej powiewał nad Ultańską stolicą. Nie… Armagh, upadło? Z krzykiem żalu wydobywającym się z jej ust wyjechała przed szereg. Stojący na czele Angielskich rycerzy Arthur szybko dostrzegł wyrywającą się przed szereg siostrę. Najważniejsze, że udało mu się ją rozjuszyć. Czuła jak złość wzbiera w niej coraz bardziej, i bardziej. Na szczęście król zauważył to i zajechał jej drogę.
- Nie bądź głupia, nie możesz jechać na nich sama! – skarcił ją samym spojrzeniem, które zdawało się być ostrzejsze niż głos władcy. Sam czuł żal. Jeśli jego stolica upadła, to mógł być już ich koniec. – Trzymaj szyk i czekaj na polecenia!
Rzucił do niej, starając się jakoś uspokoić samego siebie. Kolejna bitwa już teraz. TERAZ. Nie mógł pozwolić sobie na przegraną. Cały czas obserwował formujących szyk Anglików, mieli konnicę. Dużo konnicy. Piechoty z pewnością też sporo, jednak nie zauważył, by mieli oni łuczników. Nie było też z nimi ich króla, jako dowódcę mieli samego Arthura. Co bardziej mogło by zaboleć Lisę jak nie walka z własnym bratem?
- Łucznicy!!
Krzyk Ultańskiego władcy wydobył się z jego piersi, rozkaz który został natychmiast wykonany. Łucznicy Ulsteru stanęli w pierwszej linii. Echem poniosło się wezwanie Anglii do rozpoczęcia ataku. Lisa stojąca na koniu teraz tuz obok władcy zmarszczyła brwi… Jeszcze nie. Jeszcze…
- STRZELAĆ!!
Salwa strzał ze świstem wyleciała w niebo spadając niczym śmiercionośny deszcz na konnicę Angielską.  Mimo iż strzały były celne, liczba wojów była zbyt duża by zestrzelić choćby znacząca cześć oddziału. Arthur siedział niewzruszony na swoim rumaku. Sam przystąpi do akcji dopiero kiedy będzie wiedział, że Ultańczycy zostają pokonani. Poza tym… Musiał dorwać Lisę, sam. On. Wielkie Królestwo Anglii. Tętent końskich kopyt stawał się coraz głośniejszy, z każdym ich kolejnym krokiem w górę wzbijał się tuman kurzu mieszany z pojedynczymi źdźbłami trawy. Zbliżali się… niczym fala mieli rozbić się o oddział Irlandzkiej konnicy. Lisa nie była głupia, wiedziała jak to może się skończyć… bojąc się o utratę własnego rumaka zeskoczyła z niego i klepnęła go w zad.
- Uciekaj Macha! No już! Nie oglądaj się!
W tym samym monecie Ultańska konnica zderzyła się z najeźdźcą. Nie była to równa walka. Ultańczycy szybko zostali zepchnięci i zmuszeni do natarcia jeszcze piechotą. Lisa tak  jak i jej król byli w samym środku bitwy.  Stali ramię w ramię, chroniąc jeden drugiego.  Jak zawsze. Wierna swemu królowi. Nie bardzo orientowała się jak radzą sobie pozostali Ultańczycy. Nie było na to czasu. Nie podczas wojennego zamętu. Ostrze jej miecza umazane było krwią Anglików, a cienka czerwona strużka powolnie ściekła ku rękojeści trzymanej przez nią broni. Z każdym uderzeniem jednak słabła, zbyt dużo wojowników napierało na nią. Arthur obserwował wszystko z daleka, jeszcze nie czas by on wkroczył. Z dumą obserwował jak jego ludzie dziesiątkują ostatni oddział Ultańczyków. Armagh i tak było już jego. Dopiero kiedy zobaczył jak pierścień wojowników Lisy zmalał popędził konia w stronę siostry. Z krzykiem na ustach wziął zamach chcąc ranić ją z pozycji jeźdźca. Lisa szybko odwróciła się i razem z Rudraigiem odparła atak Arthura, przez którego blondyn stracił równowagę na koniu i spadł z niego uderzając plecami o murawę z głuchym łoskotem. Nie tracąc czasu Arthur podniósł się z trawy odwracając  się twarzą ku rudowłosej. Teraz oboje, i  Anglia i Ulster mieli wrażenie, jakby czas się dla nich zatrzymał. Stali zwróceni ku sobie z mieczami w dłoniach, a rozgrywająca się wokół nich bitwa zdawała się być tylko tłem… tłem niknącym jakby w mgle.
- Bracie…- wyjąknęła poprawiając miecz w dłoni
- Jak śmiesz nazywać mnie swoim „bratem” po tym jak razem z resztą odrzuciliście moją propozycję! Zapłacisz teraz za to! Ty, a potem cała reszta!
Odpowiedział jej brat, który mimo iż był młodszy miał już ciało dorosłego mężczyzny.  Jak to było możliwe? Lisa nie miała bladego pojęcia. Widziała jak brat wykonuje zamach znad głowy biorąc ją na swój cel. Dziewczyna zręcznie wyminęła ostrze jednocześnie blokując je swoim mieczem. Chwilę stali siłując się na ostrza, a towarzyszył im tylko głuchy dźwięk ocieranych o siebie ostrzy. Ulster zaparła się mocno nogami o podłoże, tak by brat nie miał siły przepchnąć ją. Patrzyła mu przy tym w oczy, prosto w zielone oczy które Arthur odziedziczył po matce… Tak pełne nienawiści jak nigdy wcześniej. Gdzieś z boku słychać było tętent końskich kopyt. Spłoszone konie bez jeźdźców jechały w ich stronę. By uniknąć stratowania oboje uskoczyli w tył. Rudraig stojący nieopodal  widział, jak Ulster zachwiała się i wsparła kolanem o ziemie, zmęczenie powoli dawało jej się we znaki. Słabła za każdym razem kiedy umierał kolejny z Ultańczyków. Ten moment chciał wykorzystać Arthur, wziął zamach znad głowy.
- LISO UCIEKAJ!!
Rzucił się z krzykiem na ustach popychając dziewczynę na bok i sam blokując uderzenie Anglika. Popchnięta Ulster upadła praktycznie twarzą na murawę.  Szybko odwróciła się przodem do swojego króla obserwując jak on pojedynkuje się z Arthurem, oraz paroma innymi wojownikami jednocześnie. Wstała i chciała stanąć u boku władcy i pomóc mu w walce, ale on tylko zaszedł jej drogę i odepchnął jednym ramieniem tym samym narażając się na uderzenie jednego z Angielskich wojów. Krew spłynęła po jego boku, ale mimo to zachował surową twarz i przebił swoją bronią napastnika.
- Jesteś głucha?! Uciekaj! Wsiadaj na koń i uciekaj! – znów musiał odeprzeć atak nieprzyjaciela jednocześnie chroniąc skołowaną Lisę - UCIEKAJ GŁUPIA!! Jeśli zginę ja, koronuje się nowego władcę! Jeśli zginiesz ty, to będzie nasz koniec!
Na te rudowłosa dopiero co zareagowała. Z wyciągniętym mieczem odbiegła na bok, po drodze zabijając jeszcze paru Angielskich wojów. Przystanęła na chwilę i zgwizdnęła na palcach. Arthur widział jak ta ucieka, dlatego sam rzucił się za nią w pogoń. Ultański król nie stanowił dla niego zagrożenia… Był tego pewien. Jego świta skutecznie go zatrzymała. Czarny wierzchowiec Lisy najszybciej jak potrafił podbiegł do swojej właścicielki tratując po drodze paru z Angielskich wojowników. Nie rozglądając się naokoło Lisa schowała do pochwy miecz jedną ręką chwytając wodzy biegnącego konia i zawisła na jej boku. Kątem oka zauważyła jak Arthur wykonuje zamach mieczem, był blisko, za bisko… Nie chciała go zranić, był przecież jej bratem, ale… Wykorzystała jego ciało odbijając jedną stopę o jego tors dzięki czemu udało jej się wsiąść na konia i chwycić już oburącz za wodze. Kopnięty blondyn upadł na ziemię nie mogąc przez chwilę wydobyć z siebie ani słowa. Uciekała mu, widział jak czarny koń gna w stronę wzgórza zza którego przyjechali  Anglicy. Sam Rudraig, odprowadzał ją wzrokiem uśmiechając się ostatkiem sił, kiedy klęcząc wspierał się o miecz. Jego państwo, jego „córka” uciekała bezpieczna… Jest jeszcze nadzieja dla Królestwa Ulsteru. Nie miał jednak już nawet siły się podnieść. Postanowił zginąć jak heros z Iryjskich legend. Podniósł głowę patrząc z dumą na Anielskiego wojownika i pozwolił mu przebić się na wylot mieczem…
- Żegnaj.... moja córko.
Takie były ostatnie słowa Ultańskiego władcy. W tym samym czasie, Arthur zerwał się z ziemi jednocześnie puszczając już broń z dłoni. Bitwa była zakończona, jednak ich główny cel nie został osiągnięty.
- NA KOŃ IDIOCI! GONIĆ JĄ! CHCĘ MIEĆ ULSTER ŻYWĄ!!
Rozkazał swoim ludziom, którzy pośpiesznie wykonali rozkaz, a trzech jeźdźców ruszyło w pogoń za dziewczyną. Troje poganiaczy zauważył Connor, jeden z nieliczny ocalałych wojowników Ulsteru. Szybko wskoczył na konia gnając za nimi. Lisa minęła już wzgórze i zwolniła konia. Zaczęła rozglądać się wokół siebie, kiedy zza jej pleców dobiegł ją odgłos popędzania koni… w języku Angielskim.
- Szlag… Macha gonią nas. Daj z siebie wszystko, moja droga. Hia!
Poklepała konia po boku popędzając ją do dalszego biegu. Nie bardzo wiedziała gdzie ma się udać, bo skoro Armagh upadło. To gdzie ma się zatrzymać? Udała by się do bliźniaka, ale przecież jej ziemie w całości graniczyły z Angielskimi włościami! Spojrzała przez ramię na gnających za nią wojowników… Byli coraz bliżej, ale czy to nie jeden z jeźdźców upadłego królestwa jechał za nimi? Nie miała czasu by się nad tym zastanawiać. Musiała gnać przed siebie. Ale gdzie? Tyle dobrego było w tym, że to ona bardzo dobrze znała te tereny. Skierowała się więc w stronę Loch nEathach***, przeprawienie się konno przez góry które okalały jezioro nawet jak dla niej może być trudne. Ale co miała do stracenia? Przecież jej król skonał, stolica zdobyta… Nic więcej nie miała do stracenia. Usłyszała za plecami głośne rżenie konia o odwróciła się przez ramię. Zobaczyła jak blond włosy Connor wbił miecz w bok jednego z Angielskich gońcy. Aż po sam jelec. Wróg osunął się na ziemie, ciągnąc przy tym konia, gdyż kostka zaplątała mu się w strzemię. Zostało jeszcze dwóch. Dwóch który zajechali ją z obu stron. Jeden z nich wyciągnął dłoń w stronę wodzy Machy, kiedy w tym samym czasie rzucił się na niego Ultańczyk zrzucając go z siodła na murawę. Rudowłosa uderzyła głowicą szybko dobytego miecza w ramię będącego po jej lewej stronie gońca. Zwolnił. Ona także na chwilę przytrzymała konia wpatując się w walczącego mieczem Connora.
- Connor! - krzyknęła do niego, lekko drżącym głosem.
- Uciekaj! Nie oglądaj się na mnie!
Zmarszczyła brwi widząc jak drugi z wojów zeskakuje z konia i podjął walkę z Iryjczkiem.
- Uciekaj! Zatrzymam ich!
Skinęła mu tylko głową i spięła konia. Dlaczego pojechał za nią narażając się na śmierć? Była już u podnóża gór, gór przez które najszybciej dostanie się do jeziora. Tylko jak konno przeprawić się przez nie? Lisa oczyma szukała najlepszej ścieżki którą po górzystym terenie mógł jechać jej koń, kiedy tuż nad jej głowa przeleciał czarny kruk kracząc głośno. Zatoczył nad nią koło i poleciał przed nią… jakby prowadząc ją w wyższe partie górskie. Czy to było w ogóle bezpieczne?
- Pani?
Prawie bezgłośnie zwróciła się do czarnego ptaka i posłusznie skierowała kroki Machy za ptakiem. Czy bała się? Nie.. Jeśli to wielka Morrigan, nie miała się czego bać. Przynajmniej to, co najgorsze miała już za sobą. Popędziła więc swoją klacz ku wąskiej, stromej górskiej ścieżce. Nawet jej koń nieco wzdrygał się przed wstąpieniem na nią. Ale nie było czasu na zastanowienie się, jak ją objechać. Lisa wręcz czuła na karku oddech Angielskich gońców mimo, iż Ci zostali zatrzymani przez Ultańczyka.
- Dalej Macha! Jedź!
Mocno uderzyła piętami w boki konia, który wjechał z galopu na ścieżkę, a spod jej kopyt z każdym krokiem spadały małe, i większe kamienie obruszane przez końskie kopyta. Mimo swojej masywnej budowy, i niepewnego biegu po skałach koń brnął dalej. Rżąc raz po raz, kiedy musiał przeskoczyć przez większe skały. Które zwierze nie bało by się tak karkołomnego biegu? Oczyma dalej wodziła za lecącym przed nią krukiem.  Była tam… siedziała na zeschniętym drzewie tuż przy tafli jeziora, dziobem ptaszysko pielęgnowało swoje pióra. Zielonooka zaś poprowadziła swojego konia po zboczu ku łagodnemu już terenowi okalającego jezioro. Tu było tak cicho. Wiedząc, że już raczej nic jej nie grozi zeskoczyła z konia i włócząc nogami za sobą podeszła do jeziora. Po drodze zrzuciła z siebie pikowaną zbroję, miecz wiszący przy pasie. Upadła na kolana na samym brzegu, tuż pod drzewem na którym siedział kruk. Spojrzała na swoje żałosne odbicie w tafli jeziora i rozpłakała się jak mała dziewczynka. Teraz to był już jej koniec. Nie było niczego do czego mogła by wracać... Koń stojący za nią szturchnął ją swoim pyskiem w plecy, chcąc ją jakoś pokrzepić. Chodź czarna niczym noc klacz była już u swojego kresu wytrzymałości stała dumnie, chcąc być oparciem dla swojego jeźdźca. Ostre kamienie po których gnała z dzikim pędem poraniły jej kopyta od spodu i utknęły tam nie chcąc się odczepić. Intruzi... Koń odszedł nieco w tył i zaczął skubać trawę, na chwilę znów stała się zwykłym zwierzęciem, nie koniem czującym emocje swojej przyjaciółki, umiejącym się z nią porozumieć. Otoczone górami jezioro zdawało się być idealnym miejcem by się ukryć. Niedostępne, tak bardzo nie dostępne. Dopiero teraz Lisa zauważyła jakie znamiona tej bitwy nosi jej ciało. Przecięty łuk brwiowy, rozcięcie na policzku, ramieniu, brud poprzylepiany do policzków jak i jej rudych włosów. Siedzący na gałęzi kruk zaskrzeczał głośno i jednym machnięciem swych skrzydeł wzbił się w powietrze, jednach nie chciał odlecieć. Zniżył swój lot do dziewczyny siedzącej przy brzegu nEathach, a z czasem jak zbiżał się do niej, pióra z jego skrzydeł wypadały zaczynając formować z nich krąg wewnątrz, którego moża było zobaczyć formująca się sylwetkę kobiety. Kobieta w czerni, o cerze tak bladej jak księżyc na kolanach siedziała za rudowłosą. Jej zimna dłoń spoczęla na ramieniu Lisy, na co Ulster momentalnie odwróciła się i przywarła policzkiem do jej piersi. Niczym skrzywdzone dziecko pragnące bliskości swej matki, chwili czułości by zapomnieć o złym
- Czemu płaczesz moja droga? Żyjesz, wciąż jest nadzieja dla twojego ludu. Powinnaś bardziej ufać głosowi swego króla. Nawet jeśli wierzy w "Wszechmogącego" i jest tylko śmiertelnikiem.
Lisa chwilę milczała, nie chcąc urazić swoją odpowiedzią patronującej jej Bogini.
- Płaczę z żalu. Moje serce ubolewa nad stratą króla, który był mi niczym ojciec. Nie wiem co począć. Gdzie się udać. Nie mam sił dalej walczyć... Od czego zacząć o pani?
Morrigan uśmiechnęła się pod nosem. Nie mogła jej pomóc swoimi czarami. Nie ma już takiej mocy. Siła wszelakiej maści bogów ukryta jest w wierze w nich. Ultańczycy, Irowie już w nią nie wierzą... Wiara samej Lisy niczego nie da, nic ponad to, że może dalej ukazywać się dziewczynie. Zawsze  mogła być blisko niej... Mimo braku swej boskiej mocy pilnować, by nic jej się nie stało. Jak wtedy, kiedy stała nad jej kołyską nucąc starodawne Iryjskie kołysanki. Przejechała dłonią po jej brudnych od wojennego pyłu włosów, chodź lubowała się w wojnie i zamęcie zawsze darzyła ciepłymi uczuciami swoją małą Ulster. Nie na darmo okrzyknęła się jej patronką.
- Wstań i wracaj do twojego ludu. Pędź przez góry, doliny, lasy. Niech Cię widzą. Niech wiedzą, że Lisa O'Neill żyje. Mimo upadku Królestwa Ulsteru, jego dusza, ty, żyje. Niech widzą, że dalej z duma mogą nazywać się Ultańczykami. A ja zawsze będę Cię strzec od złego. Wypatruj mnie jak zawsze, jako kruka na niebie.
Zakończyła swoją wypowiedź racząc dziewczynę lekkim muśnięciem warg  o jej rude włosy...

Środek nocy. Czarna klacz zatrzymała się na skraju Armagh. A raczej tego, co zostało ze starej stolicy królestwa Ulsteru. Wraz z tym jak zaryła kopytami w podłoże, zmuszona przez jeźdźca do zatrzymania się w górę wzbił się czarny obłok popiołu. Jak dobrze, że zgliszcza miasta oświetlał tylko blask księżyca... Przynajmniej oczy Lisy nie ujrzały wszystkiego. I tak złamane już serce na widok jej domu w zgliszczach rozsypało by się w drobny mak. Zeskoczyła z konia. Kolejny kłąb czarnego kurzu wzbił się w górę.
- Nie...
Szepnęła sama do siebie, stojąc pośrodku spalonego miasta. Jej stolicy. Jej serca. Koń zaczął kopać przednim kopytem. Zły, rozjuszony. To był też jego dom. A teraz? To było pobojowisko... Chodź chyba bardziej bolało zwierzę to, jak bardzo po starcie domu będzie cierpieć Lisa. Po nadpalane belki największego z domów pozawalały się tworząc coś na kształt pokracznego szkieletu pod szałas. Ulster nachyliła się i przeszła pod zawalonym strawionym ogniem stropem. W tym miejscu było jej posłanie. Jej kufer... Ach! Jego nadpalone resztki leżały w kącie! Szybko podbiegła do niego i rękoma zaczęła przebierać spalone na węgiel drwa. Jej suknie, kilt, księga druidzka... Spalone. Ale.. zaraz. Coś się ostało? Rudowłosa zaczęła po omacku obracać w rękach ową rzecz. Twarda...
- Konik?
Mały, koślawy konik z drewna oblany brązem przez miejscowego kowala. Dobrze pamiętała jak małe rączki jej najmłodszego brata przyniosły je siostrzyce ze słowami "Bo tak bardzo kochasz konie!". A teraz? ten sam mały chłopiec jest jej największym przekleństwem. Kiedy to się stało? Jak? Dlaczego? Dlaczego ten mały kochany brzdąc zmienił się w... potwora? Potwór to dobre określenie. Patrzyła na skąpanego w blasku księżyca konika, nawet nie zauważyła kiedy po policzkach zaczęły płynąć jej łzy. Ze złości, z bezsilności. Cisnęła starą zabawką przed siebie opierając się dłońmi o zimną spopielałą ziemię. To, co mówiła Morrigan. To było kłamstwo... Uster przepadł. I już nigdy więcej nie powstanie z popiołu. Już nie miała nawet siły wierzyć w to, że kiedyś znów będzie silna. Jak jeszcze wczoraj. Nie wiedząc gdzie ma się teraz podziać położyła się na ziemi. Jeśli Anglicy mają ją dopaść i dobić, to tutaj. Już koniec. Koń Lisy podszedł do niej, trącając pyskiem jej ramię.
- Odejdź... Chcę być sama, Macha.
Klacz jednak nie posłuchała, zarżała w proteście zaczynając nerwowo ryć kopytem w ziemię. Jeśli myślała, że pozbędzie się jej tak łatwo to myliła się. Przedreptała trochę w miejscu, okręciła się wokół siebie i położyła się tuż za nią, okalając jej zmęczone ciało swoją szyją, a wielkim łbem przyciskając ją do siebie.
- Idź już...
Mimo swoich słów objęła ramionami szyję konia przytulając się do niej mocno. Jakby bała się, że faktycznie odejdzie, albo że ktoś ją zabierze. Macha leżąca za swoją towarzyszką prychała cicho pod nosem kołysząc tym samym Lisę do snu. Snu na zgliszczach Armagh. Stolicy królestwa, które już nigdy więcej nie powstanie.

CDN.

*- SASANACH - irl. "Anglicy"
**- Coimhéad - irl. "Do broni"
***- Loch nEathach - irl. Jezioro Eathach. Głupotą jest pisać przed "Loch" słowo "Jezioro" gdyż samo "Loch" znaczy właśnie jezioro, tak samo w Irlandzkim jak i Szkockim. Dlatego nie powinno się mówić "Potwór z jeziora Loch Ness"... Wtf... Potwór z jeziora jeziora Ness. |: *masło maślane*